wtorek, 20 października 2015

7. Kris x Tao - Jesteś głupi, ale i tak cię kocham...

Witam~ Tak o to powstało kolejne powiadanie z EXO na zamówienie anonimka c: Wybaczcie, że trochę to trwało, ale czasu jest tak mało, a tyle do zrobienia ;C Mam nadzieję, że olejne opowiadanie się wam spodoba~ ^^


Jesteś głupi, ale i tak cię kocham...

Usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi, ale i tak nadal siedziałem na kanapie z laptopem na kolanach. Wokół panowała ciemność, którą rozjaśniał tylko telewizor, a mój wzrok był wlepiony w ekran.
-Nie śpisz jeszcze? - po wejściu do pokoju, Tao natychmiast zapalił główne światło, a ja gwałtownie przymrużyłem oczy. - Czemu tu było tak ciemno? 
-Nie interesuj się... - westchnąłem cicho i ubrałem kaptur na głowę.
-Mówiłem, że będę późno, nie musiałeś czekać... - zaczął zdejmować szalik i kurtkę.
-Nie czekałem na ciebie, po prostu czytam.
    Chłopak prychnął i stanął za mną, zaglądając mi przez ramię.
-Co takiego czytasz? -spojrzał na ekran.
  Po wczytaniu się w kilka zdań, Tao odsunął się do tyłu cały czerwony, aż musiał podtrzymać się szafki.
-Coś nie tak? - przymknąłem laptopa i posłałem mu uśmieszek.
-T-t-ty i-i ja... Tam... Czemu czytasz takie rzeczy?!
-A zabronisz mi? - wstałem i wyłączyłem telewizor. - Równie dobrze mogę Cię zapytać czemu odszedłeś z EXO...
-No bo ty...
-Co ja? To że ja odszedłem nie znaczy, że ty też musiałeś pało... - pstryknąłem go w czoło i ruszyłem do kuchni.
-Kris, to nie tak!
-A jak? - rzuciłem mu obojętne spojrzenie.
-No bo... - podszedł do mnie od tyłu i mocno wtulił się w moje plecy. - Teraz mamy więcej czasu dla siebie... 
-Teraz, to ty poświęcasz więcej czasu Kioxowi... - odwróciłem się do niego twarzą w twarz. 
-Wcale nie, to tylko treningi, a resztę czasu poświęcam tobie! 
-A może chciałbyś, żebym tak twoim kijem treningowym Kioxem troszkę Cię spenetrował? - uśmiechnąłem się szeroko i na co Tao się zarumienił. 
-Najpierw czytasz jakieś głupie fanficki, a teraz mówisz mi takie rzeczy... Powiedz wreszcie o co chodzi, a nie, od ostatnich kilku miesięcy owijasz w bawełnę...
-Nie domyśliłeś się nadal? - nalałem do czajnika wodę i położyłem go na kuchence.
-Wybacz, że nie jestem na poziomie pana Wu Yi Fana... - usiadł na blacie i założył nogę na nogę.
Zostawiłem już czajnik w spokoju i odwróciłem do swojej pandy. Chłopak zarzucił swoją czarną grzywką i patrzył w dół na swoją nogę, którą aktualnie machał w powietrzu. Wsunąłem rękę za kark chłopaka i przyciągnąłem go do siebie składając na jego małych ustach pocałunek. Zaczął się lekko szarpać, ale nadal go nie puszczałem, do momentu aż nie zaczął piszczeć przez pocałunek wraz z moim czajnikiem.
-ZWARIOWAŁEŚ?!?!?
Odwróciłem się i wyłączyłem wodę. Zalałem wcześniej przygotowaną kawę i ignorując dziewicze piski i krzyki Tao, poszedłem z powrotem do salonu by wrócić do uprzedniego czytania fanficka ze mną i Tao w roli głównej. 
-Nie, dosyć tego! - Tao krzyknął i wybiegł do swojego pokoju.
Odprowadziłem go wzrokiem, trochę mnie zaskoczył, nie powiem. Zawsze uważałem, że jest dziecinny i zdziewiczały, ale w sumie to zawsze mi się w nim podobało. Pamiętam, że to on najbardziej płakał kiedy odchodziłem, ale nie miałem innego wyjścia i po prostu to zrobiłem. Potem przez dobre kilka tygodni nie odzywał się do mnie, ale w końcu sam napisał do mnie jak się mam i tak dalej... Dopiero wtedy zauważyłem jak bardzo brakuje mi przy sobie jego dziecinności, uroku i tego "szczęścia", które się go od zawsze trzymało. 
Po przeczytaniu udanego fanficka poszedłem wziąć chłodny prysznic, ubrałem się w czarne hawajki i poszedłem w stronę swojego pokoju. Po drodze nie mogłem oczywiście obojętnie minąć pokoju mojej ślicznotki, więc delikatnie otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Kiox stał oparty o biurko, Tao spał wtulony w swoją wielką poduchę, a światło lampki paliło mu się nad głową. Wszedłem do środka i przykucnąłem przy jego łóżku. Jeszcze chwilę temu widziałem jak ta słodko śpiąca buźka drze na mnie ryja, bo pierwszy raz się całuje z chłopakiem. Ale czy to nie oczywiste, że jestem jego ideałem? Nie jedna chciałaby mieć mnie dla siebie, a on miał mnie na wyciągnięcie ręki. Muszę tylko jeszcze chwilę poczekać aż jemu samemu się zachce... Wstałem i poprawiłem jego kołdrę, lampkę zgasiłem i po cichu wyszedłem z jego pokoju. 
Wszedłem do swojego łóżka i zasnąłem, znów myśląc w bardzo brzydki sposób o moim współlokatorze.

  ☆   ☆   ☆   ☆   ☆ 

Spałem, a raczej próbowałem spać, bo chyba znowu miałem sprośny sen o pandzie i podnieciłem się przypadkiem, ale kiedy usłyszałem swoje imię nad uchem, które mruczał męski głos, otworzyłem oczy i spojrzałem na twarz czarnowłosego, którą dzieliła odległość zaledwie centymetra, a jego kolano napierało na moje krocze. Bez słowa Tao mnie pocałował, a ja nie mając większych oporów odwzajemniłem gest. Objąłem go w pasie, jeżdżąc dłońmi po jego plecach, łopatkach i biodrach aż wreszcie pozbawiłem go piżamki. 
-Kris... - szepnął.
-Tak?
-A będziesz delikatny...?
-Będę delikatny jak Suho na treningach - uśmiechnąłem się.
-Czyli wcale... - odwrócił głowę obrażony, a ja zaśmiałem się cicho.
Przyciągnąłem jego twarz do swojej i znów złączyłem nas w namiętnym pocałunku, którego nie mogliśmy przerwać do momentu, aż Tao oznajmił, że jeśli zaraz go nie przelecę to nigdy już sam nie wlezie mi do łóżka. Miałem stracić taką okazję? Nigdy w życiu...

☆   ☆   ☆   ☆   ☆ 

Rano obudziliśmy się zupełnie bezwładni, a w szczególności moja już nie dziewica. 
-Mówiąc "Chcę już dojść" nie miałem na myśli "Zrób mi czarną dziurę z dupy" wiesz? - powiedział Tao z twarzą w poduszce.
-A ja ci powiem, że lubię galaktykę... - zaśmiałem się.
-Spieprzaj... - jęknął przy podnoszeniu się do pozycji pół siedzącej. 
-No ale ci się podobało, prawda? - popatrzyłem mu z dołu w oczy.
Musnął moje usta swoimi wargami i po chwili lekko się odsunął.
-A teraz idź i rób mi śniadanie, ja dziś nawet nie wstaję...
-Dla swojej pandziej królewny wszystko... - uśmiechnąłem się i wstałem całkowicie nagi, na co Tao wyraźnie się zarumienił.
Poszedłem do kuchni i uśmiechnąłem się do siebie wspominając wczorajszy wieczór...

              //RIMA

czwartek, 8 października 2015

6. Chen x Xiumin - Nie żartuj sobie ze mnie... (18+)

Zespół: EXO
Paring: ChenXiumin 


Nie żartuj sobie ze mnie...

Wyciągnąłem swoją drżącą rękę przed siebie, żeby sięgnąć po słomkę. Błagam, żeby była długa, żeby była długa...
-Haha! Przegrałeś Minseok! - Baekhyun zaczął się śmiać.
-Losujmy jeszcze raz! Następnym razem wyciągnę długą!
-Minnie, wiesz, że nie można, takie są zasady... - powiedział Suho zbierając słomki od reszty.
-Ale...
-Mówiłem, że sobie poradzę, to tylko ból głowy... - do kuchni wszedł Chen.
Kim był ostatnią osobą w zespole, z którą chciałbym zostać sam na sam. To przez niego nie mogłem się skupić na czymkolwiek. Wystarczyło, żebym czuł jego obecność, jego wzrok na sobie albo słyszał ten miękki głos, który paraliżował całe moje ciało. Kochałem go, ale nie wiedziałem jak mu powiedzieć... A może lepiej nie mówić? Może jest zakochany, a mnie wyśmieje i nic z tego nie wyjdzie...
-Nie ma co, zostajesz i koniec. Nie pamiętasz co było ostatnim razem? - Suho zgarnął klucze z blatu i poszedł w stronę przedpokoju.
-Ale wtedy byłem chory, a to jest co innego... - westchnął.
-Nie kłóć się z mamą, bo następnym razem wszyscy zostaniemy z tobą! - na do widzenia pomachał nam Baekhyun.
-Nie martw się hyung, będziemy cię informować na bieżąco - poklepał mnie Chanyeol po ramieniu i wszyscy wyszli.
Zostałem z Chenem. Sam na sam... Wiedziałem, że teraz patrzy na moje plecy i chce powiedzieć, że mogę iść z nimi i się nie przejmować, ale...
-Będę w pokoju jak coś - rzuciłem przez ramię i nawet na niego nie patrząc, wyszedłem z kuchni.
Nie chciałem, żeby się domyślił, że mi się podoba. Usłyszałem tylko, jak mówi moje imię zanim wyszedłem i pędem pobiegłem na górę. Czemu moje imię w jego ustach brzmi tak słodko? Rzuciłem się na łóżko i wtuliłem mocno w poduszkę, wyciągnąłem telefon, żeby chociaż w ten sposób spojrzeć na Chena, którego miałem na tapecie. Zawsze był dla mnie miły i ciągle przy mnie był, ale nie chcę cierpieć. Odłożyłem telefon na bok i nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem...

ღ  ღ  ღ  ღ  ღ  ღ  ღ  ღ ღ  ღ 

Kiedy się obudziłem, leżałem przykryty kołdrą, telefon leżał na szafce, a światło było zgaszone. Ktoś tu musiał być... Miałem zająć się Chenem, a tym czasem to on zajmuje się mną, beznadziejny ze mnie przyjaciel, a co dopiero byłby chłopak... Wstałem, wziąłem telefon i wyszedłem z pokoju, żeby sprawdzić co u niego. Szedłem powoli jak głupia zakochana małolata i uważałem, żeby nie zrobić żadnego gwałtownego ruchu, bo już pewnie śpi... Powoli otworzywszy drzwi do jego pokoju, nie zauważyłem w nim nikogo. Rozejrzałem się ostrożnie i wszedłem do środka. Przy jego łóżku paliła się mała lampka, jej światło padało na małą ramkę, którą właśnie wziąłem do ręki.
Serce podskoczyło mi do gardła... Czemu Jongdae ma nasze wspólne zdjęcie? Czemu?! Odłożyłem szybko zdjęcie i odwróciłem się by wyjść, ale doznałem bliskiego starcia z nagim torsem Chena...
-Co tu robisz? - spytał. Zauważyłem, że miał na sobie tylko  ręcznik, ładnie wystające obojczyki, a z jego mokrych włosów spadały krople wody na jego szerokie ramiona.
-Ch-chciałem zobaczyć czy u ciebie wszystko w porządku, ale widzę, że tak to już chyba pójdę... - już złapałem za klamkę i pociągnąłem lekko w swoją stronę, kiedy Chen silnym ruchem z powrotem zamknął drzwi.
-Czemu mnie unikasz? - czułem jego ciepły oddech na karku, nogi się pode mną lekko ugięły.
-Nie unikam...
-Unikasz - złapał mnie za prawe ramię i szybkim ruchem odwrócił w swoją stronę, mocno przypierając do drzwi. - Dlaczego?
Odwróciłem głowę, by nie patrzeć mu w oczy.
-Spójrz na mnie Minseok... - delikatnie dotknął mojego policzka i skierował moją głowę na siebie.
-Chen, zostaw... - położyłem rękę na jego nadgarstku by zabrać jego rękę ze swojej twarzy, ale ten postanowił mnie czymś uprzedzić. A konkretnie pocałunkiem...
Tym razem naprawdę nogi miałem jak z waty i powoli zacząłem się osuwać po drzwiach w dół, a Jongdae razem ze mną, by nie przerywać pieszczenia moich ust. To nie może dziać się naprawdę, na pewno dalej mi się to śni... Próbowałem go odepchnąć, żeby przestał i skończył z tymi głupimi żartami, ale uczepił się mnie jak glonojad...
-Przestań się opierać... - mruknął w moje usta i podniósł mnie z ziemi.
-Chen, zostaw...  - powiedziałem cicho, ale mimowolnie objąłem rękami jego szyję.
-Czemu? Myślałem, że ci się spodobało - posłał mi uśmieszek i położył na łóżku. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie ma na sobie ręcznika, bo ten leży pod drzwiami.
Mocno przysunąłem się do ściany, ale jednak to był błąd, bo odciął mi jakąkolwiek drogę ucieczki.
-Nie żartuj sobie ze mnie...
-Xiumin, nadal nie zauważyłeś? - położył rękę na moim torsie i zaczął schodzić nią w dół, wywołując u mnie falę dreszczy.
-Cz-czego...?
Nie odpowiedział mi, po prostu znowu mnie pocałował. Pragnąłem go od tak dawna, a teraz miałem go na wyciągnięcie ręki... Po dłuższej chwili zacząłem się odwzajemniać i mimo drżących rąk delikatnie objąłem jego szyję. O kolejne drżenia przyprawił mnie dotyk jego języka w moich ustach i to jak namiętnie zaczęliśmy wymieniać ślinę, a potem postanowił zacząć mnie rozbierać. Teraz nie miałem nic przeciwko, taka okazja mogłaby się tak szybko nie powtórzyć. Gdy już pozbył się mojej koszulki i spodni, zaczął sunąć językiem po moim torsie i zostawiać na nim mieszankę naszej śliny. Jęknąłem mimowolnie, a moje bokserki lekko uniosły się w górę, na co Kim zareagował cichym chichotem.
-Z czego rżysz? - ledwo wydukałem z siebie.
-Z niczego hyung, z niczego... - jednym gestem ręki pozbawił mnie bielizny i usadowił się między moimi nogami.
-Co ty...? - urwałem kiedy objął ustami mojego penisa i zaczął pieścić go językiem. - Ah!
Jego lewa ręka znajdowała się na moim udzie i co chwilę mocno je ściskała, a prawą zaczął masować moje wejście.
-Chen, poczekaj, ja... Ah! M-muszę się umyć...
-Nic nie musisz, jest dobrze... - szepnął mi na ucho, a ja poczułem, że cały się rozpływam.
Chen uniósł lekko moje biodra do góry, robiąc sobie do nich lepszy dostęp. Zaczął naciskać swoim nabrzmiałym członkiem na moje pośladki i stopniowo zagłębiał się w nich, co było dla mnie z początku bolesne, ale po chwili jakby wszystko minęło. Czułem tylko jak czysta przyjemność porusza się w moim ciele.
-Rozluźnij się hyung... - pogłaskał mnie po policzku.
-To ty masz takiego wielkiego penisa, nie moja wina... - westchnąłem głęboko z rozkoszy, kiedy po raz kolejny mocno uderzył w moją prostatę.
Zarzucił moje nogi na swoje ramiona i z każdym ruchem wbijał się we mnie coraz to mocniej, wiedziałem, że już niedługo osiągnę limit, Chen dodatkowo pocierał ręką moje jądra. Jęczałem jego imię na cały głos, mówiłem , że go kocham i że długo już nie wytrzymam, bo mnie cholernie podnieca, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Chen schylił się po niego.
-Zostaw go, nie chcę teraz z nikim rozmawiać... - sam zacząłem ruszać biodrami i nabijać się na niego.
-Mam lepszy pomysł... - przesunął palcem na zieloną słuchawkę i podał mi telefon.
Przyłożyłem telefon do ucha, a drugą ręką zasłoniłem swoje usta. Myślałem, że nikt prócz Chena nie dostarczy mi takiej przyjemności, a jednak przede mną nie było teraz naszego Chen Chena tylko mój ostro napalony Jongdae, który właśnie posuwał mnie tak, że łóżko pod nami skrzypiało.
-T-tak...? - zapytałem drżącym głosem.
-Wygrywamy hyung! - zadowolony Chanyeol krzyczał mi z innymi do słuchawki.
-To dobrz... Ah! Chen! D-daj mi chw.... - zaczął mnie znowu całować i drażnić mojego penisa tuż u nasady, aż z podniecenia wypadł mi telefon z ręki z powrotem na ziemię.
Nie mogłem już wytrzymać. Doszedłem na tors Kima, z którego potem moja własna sperma zaczęła kapać na moje podbrzusze, a mój jęk mogli by usłyszeć wszyscy w budynku. Mam nadzieję, że Chanyeol zdążył się wyłączyć zanim Chen po kilku mocnych pchnięciach spuścił się we mnie i mimo moich protestów by wyszedł ze mnie przed tym, a ja wygiąłem się w łuk . Bezwładnie opadł na moje ciało i oboje dyszeliśmy w tym samym czasie. Przez długą chwilę nie mogłem złapać oddechu, ani pozbierać myśli co się właśnie stało. Czułem jak silny gorąc bije od jego ciała.
-Złaź ze mnie grubasie... - wysapałem cicho.
Chłopak tylko się zaśmiał i pocałował mnie, ale tym razem pocałunek nie był taki stanowczy i ostry, teraz Jongdae całował czule i delikatnie, jakby nie chciał mnie skrzywdzić i już na zawsze zostawić w swoich ramionach.
-Kocham Cię Chennie... - wtuliłem się delikatnie w jego tors.
-Ja ciebie bardziej - uśmiechnął się i zakrył nas kołdrą.

   ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪     ♫ ♪

To pierwsze opowiadanie na zamówienie od pierwszego anonimka~ Czekamy na więcej zamówień i cieszymy się, że ktoś zaczyna czytać nasze prace ♥
Mam nadzieję że wam się spodobało ^^
//RIMA