Wyszedłem z sali, ledwo trzymając się na kulach. Minąłem już pokój służbowy pielęgniarek, toaletę i szedłem właśnie do pokoju, gdzie mógłbym zrobić sobie kawę, ale kiedy miałem już złapać za klamkę...
-Nic ci nie jest? - szybko przykucnął przy mnie jakiś chłopak.
-Jeszcze żyję... - westchnąłem i rzuciłem w cholerę te kule.
Naprawdę nie szło mi posługiwanie się nimi, wystarczyła jedna chwila bym tylko znalazł się z hukiem na ziemi. Młody w popłochu je podniósł i delikatnie oparł o ścianę, po czym wyciągnął do mnie rękę i serdecznie się uśmiechnął. Był szczęśliwy? Siedzi w szpitalu, może tu zostać nie wiadomo ile, może jest poważnie chory, a tak się zachowuje? Nie, naprawdę tego nie rozumiem... Chwyciłem jego dłoń i wstałem powoli, lecz z małą trudnością, bo ciemnowłosy chłopak był dość drobny. Wsparłem się na jego ramieniu, a on wprowadził mnie do pokoju i usadowił na niebieskim krześle przy zielonym stoliku, a po chwili przyniósł moje kule. Rozejrzałem się po pokoju. Było tu sporo miejsca, może połowa sali gimnastycznej, ściany czerwono-fioletowe, podłoga pokryta gumoleum w kwiatki i roślinki, a to wszystko dopełniały białe meble kuchenne jak i również białe roboty kuchenne, moim zadaniem to nie było ciekawe zestawienie, bardzo nie ciekawe....
-Dziękuję... - wydusiłem wreszcie z siebie.
-Ale to nic~ - uśmiechnął się do mnie uroczo przekrzywiając lekko głowę na bok, w stronę lewego ramienia.
Miałem z nim o czymś rozmawiać? Sam do mnie podszedł, o nic go nie prosiłem.
-Jak masz na imię? - ciągle mi się przyglądał.
-Yixing...
-A ja jestem Jun-myeon, ale pielęgniarki i większość innych pacjentów mówią do mnie też Suho - uśmiechnął się i podał mi rękę.
Wyciągnąłem dłoń i uścisnąłem ją delikatnie, naprawdę myślałem, że mogę mu coś zrobić nawet tym...
-Trochę dziwne imię...
-Wiem, już to słyszałem - roześmiał się. - Może dlatego, że jestem Koreańczykiem, a w Chinach jestem na badaniach... Przynieść ci coś do picia? - wstał.
-Nie, już sobie poradzę.. - wyciągnąłem rękę po kule, ale Suho odsunął je ode mnie.
-Pozwól, że ja to zrobię - powiedział trochę stanowczo. - Co ci przynieść?
-Chciałem napić się kawy... - patrzyłem na niego z ciągle zdziwiony.
Wstał i poszedł, wydawał mi się jakiś zgaszony... Za chwilę wrócił z moją kawą.
-Co ci się stało? - przyglądał się mojemu kolanu.
Nie miał za grosz tupetu, ciekawski gówniarz.
-A bardzo cię to obchodzi? - westchnąłem.
-Tak - uśmiechnął się jak poprzednio, a ta dziwna aura jego stanowczości zniknęła.
Chwilę patrzyłem na niego z małym zażenowaniem, ale może trochę go wykorzystam, dla zabicia czasu.
-Miałem mały wypadek i problem z kolanem...
-Od tego się nie umiera - roześmiał się.
Ścisnąłem pięści, ale wreszcie nie wytrzymałem, przypadkiem rozlałem na stół nie naruszoną kawę.
-Co ty możesz o tym wiedzieć?! Po co mam żyć, skoro nie będę mógł robić tego co kocham? Nie znasz mnie, więc nie pierdol jakichś głupot, gówniarzu.
Wstałem i chwyciłem za kule. Szedłem z nimi naprawdę dziwnie, ale nie umiałem, więc co się dziwić. Rzuciłem się z powrotem do łóżka i zawiesiłem nogę w górze. Cholera, naprawdę mnie wkurwił.
Kilka godzin potem przyszła moja mama w odwiedziny, oczywiście bez ojca. Przyniosła mi trochę owoców, jakiś sok i gazetę, żebym zbytnio się nie nudził.
-Wiesz co, spotkałam pod twoim pokojem jakiegoś chłopca...
Popatrzyłem na nią zaskoczony.
-Mówił, żebym przekazała ci, że przeprasza i tak dalej...
-Wpuść go tu...
Lekko się zdziwiła na te słowa, ale zrobiła tak jak prosiłem.
-Myeon, to moja mama, mamo to Myeon...
-Dzień dobry - uśmiechnął się do mojej mamy i podał jej rękę.
-Witaj chłopcze - zrobiła to samo co on.
Niestety nie mogła zostać na długo, było już późno i zaraz miała ostatni pociąg do domu, więc musiałem zostać z młodym sam na sam.
Jak się okazało w sumie nie był taki zły. Dowiedziałem się, że jest tu już od 6 miesięcy, mieszka w Korei Południowej, choruje na serce - przy tym wątku wolał więcej nie mówić - oraz że jest tu zupełnie sam. Chyba źle go oceniłem na początku, nasza znajomość zapowiada się bardzo obiecująco, ale jedno mnie martwi...
//RIMA