piątek, 13 listopada 2015

9. #1 Lay x Suho - Zostań jeszcze chwilę

I znowu EXO xD Nie ma w nim tego, czego pewnie shipperzy pewnie by chcieli od razu, ale to takie małe wprowadzenie do dłuższej historii, także bądźcie cierpliwi~



Oddajcie mi marzenia

-Szybko! Przygotować blok operacyjny 17!
-Operujemy na miejscu! 
  Potem nie miałem już siły słuchać. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, żeby ciemność zakryła mi oczy. Ale zaraz, właściwie co się stało? Pamiętam, że wracałem do domu po ciężkim treningu i nagle... Oj, to nie zapowiadało się dobrze...
  Miałem dziwny sen. Byłem w białym pokoju, z białymi meblami, ja sam też byłem ubrany na biało. Leżałem na łóżku, a na szafce obok mnie stały w białym wazonie żonkile. Ktoś zapukał do moich drzwi, na co krzyknąłem "Proszę!". Do pokoju wszedł niski chłopak, ubrany na czarno, miał ciemne włosy i przyznam, że trochę kobiecą urodę. Usiadł przy moim łóżku i chwilę rozmawialiśmy, po czym pocałował mnie w czoło, położył czarną różę obok żonkili i wyszedł bez słowa. A kiedy się już obudziłem leżałem na OIOMie. Podeszła do mnie pielęgniarka i wypytała o kilka rzeczy, po czym zawiadomiła lekarza i przewieźli mnie do pokoju. 
  Pokój jak pokój - drzwi, okna, szafa i inne duperele. Tutaj natomiast było jeszcze kilka sprzętów - kroplówka, do której mnie podłączyli zaraz po przeniesieniu na drugie łóżko. I właśnie zauważyłem jak z poręczy nad łóżkiem zwisa coś do trzymania kończyny, a obok łóżka są oparte kule... I właśnie zrozumiałem. 
-Co to do chuja pana jest?! - krzyknąłem patrząc na swoje ogipsowane i usztywnione kolano. 
-Proszę się uspokoić panie Yixing... 
-Jaki spokojny?! Żądam wyjaśnień! Natychmiast! 
-Już panu mówię, tylko proszę nie krzyczeć... Miał pan wypadek, bardzo poważny wypadek. Pamięta pan coś z tego? 
-Pamiętam tylko duży błysk światła, a potem pewnie straciłem przytomność... - zacisnąłem rękę na pościeli. 
-Tak, to światło to reflektory samochodu. Pijany kierowca stracił panowanie nad samochodem i przy zakręcie na śliskiej powierzchni wjechał na chodnik, którym pan szedł. Wjechał w pana tak mocno, że przygniótł pana kolano prawie do samej ściany sklepu. Na szczęście w porę znaleźliśmy dawcę rzepki i szybko pana operowaliśmy. 
-Ale... Co z moją karierą?! Tyle lat tańczyłem, żeby teraz zostać na wózku?! 
-O to proszę się nie martwić, zapewnimy panu taką rehabilitację, że bez problemu wróci pan do zawodu - lekarz wreszcie się uśmiechnął. 
  Westchnąłem głośno i opadłem na poduszkę. Pielęgniarka zawiesiła moją nogę na dziwnych szelkach w powietrzu, a ja leżałem i bez celu gapiłem się w sufit. Rehabilitacja oznaczała długie miesiące spędzone w szpitalu, a ja miałem już niedługo podpisać kontrakt. Boże, jeśli istniejesz, daj mi znak, że robisz mi to bo masz ku temu cel. 
  Chwilę potem przyjechali moi rodzice, żeby się wszystkiego dowiedzieć. Ojciec zawsze był przeciwny mojej pasji do tańca, on sam wolał znaleźć mi wygodną posadę w swojej firmie, chciał zrobić z niej interes rodzinny, abym przekazał ją potem swojemu dziecku. Mama wręcz przeciwnie, zawsze mnie wspierała, ale po cichu przed wiedzą ojca. Kiedy pierwszy raz weszli do mojej sali mama była na prawdę przejęta, rzuciła się w moją stronę i mocno przytuliła, obcałowała moją twarz i zalała pytaniami jak się czuję i takie tam. Natomiast ojciec... Heh, patrzył na mnie z miną 'Dobrze ci tak, może wreszcie się czegoś nauczysz...' i nic nie powiedział. 
-Jadę do pracy, mam ważne spotkanie - nawet nie spojrzał na mnie i mamę, patrzył na zegarek i bez pożegnania wyszedł. 
  Westchnąłem głośno i zamknąłem oczy. 
-Yixing, nie przejmuj się tym, wiesz, że zawsze masz u niego wsparcie... - pogłaskała mnie po włosach mama. 
-Wcale nie, nigdy go nie miałem. Rzucał mi tylko pieniędzmi przed nos i miałem sobie robić co chcę - lekko wtuliłem się w jej rękę. 
-Synku... - pocałowała mnie w głowę. 
-Kocham Cię mamo - uśmiechnąłem się do niej. 
  Nie był to szczery uśmiech i pewnie zauważyła, ale już nie chciała nic mówić. Jeszcze chwilę rozmawiałem z nią, a potem musiała iść do pracy. Mimo, że ojciec mówił jej, że mamy wystarczająco dużo pieniędzy, to ona nie chciała czuć się zbędna w domu i w dodatku utrzymywana, więc pracowała jako nauczycielka muzyki w podstawówce. Moja mama śpiewała pięknie, a do tego grała na fortepianie jak anioł, kiedy byłem mały - uwielbiałem jej słuchać. Miała podpisać kontrakt i zacząć solową karierę, ale wtedy poznała mojego ojca, a potem pojawiłem się ja i nie miała już czasu by to wszystko połączyć. Czasami obwiniam się, że zniszczyłem jej marzenia, ale wtedy mówi, że to ja byłem jej marzeniem... 
  Minęło już jakieś półtorej godziny od kiedy wyszła, a ja gapiłem się w blady sufit i zastanawiałem się nad swoim życiem. Co to dalej będzie? Czy na pewno uda mi się wrócić do formy? Wątpię, z kolanami zawsze ma się przerąbane... Nie zostaje mi nic innego niż walczyć. 
  Spojrzałem na kule i podniosłem się na łokciach, chyba czas zacząć się trochę uczyć...


//RIMA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz